Skip to content →

Make It Count – The Element Story

Jakiś czas temu, dzięki uprzejmości dystrybutora firmy Element w Polsce, na naszą redakcyjną półkę trafiła nie lada gratka kolekcjonerska, w postaci albumu pt. “Make It Count The Element Story”. Oczywiście jak na firmę Element przystało, książka wydana jest bardzo ładnie, na świetnym papierze i zawiera 200 stron zdjęć, wśród których wiele po raz pierwszy ujrzało światło dzienne. Dokumentują one prawie 20 letnią historię tej firmy, przez którą przewinęły się nazwiska skaterów i artystów, którzy ukształtowali obraz współczesnej deskorolki: Jeremy Wray, Natas Kaupas, Chad Muska, Andy Howell czy Jeremy Fish, to tylko niektórzy z nich.

Do albumu został dołączony film DVD o tej samej nazwie, którego autorami są Kirk Dianda i Johnny Schillereff – założyciel Elementa. Książka i film znakomicie się uzupełniają i po ich obejrzeniu, mamy wrażenie, że nie tylko prześledziliśmy historię jednej z najważniejszych firm na rynku skate’owym, ale poznaliśmy mega ciekawy kawał historii skateboardingu lat 90 tych i pierwszej dekady XXI wieku. Poza tym poznajemy Elementa ze strony, która tak na prawdę jest bardzo mało znana…

Powyżej Johnny z froniem i stare teamowe foto...

Powyżej Johnny z froniem i stare teamowe foto…

Historia marki Element, to w zasadzie coś w rodzaju spełnienia “amerykańskiego snu”. Nie chcę opowiadać teraz tej historii ze szczegółami, bo najlepiej jest obejrzeć w 4 częściowym dokumencie, który na nasze szczęście jest dostępny online (poniżej). Historia Johnna Schillereffa młodego dzieciaka ze Wschodniego Wybrzeża, który własną pracą i pasją do skateboardingu, przeszedł najróżniejsze przeciwności losu, wzloty i upadki, i w końcu doszedł na szczyt itd. itp. bla, bla, bla… Można by pomyśleć, że taki scenariusz nie przejdzie w dzisiejszych czasach, ale oglądając kolejne losy ferajny Elementa naprawdę dostaje się taki zastrzyk pozytywnej energii, życiowej otuchy i aż chce się wyjść na deskę. Wydaje mi się, że taką właśnie pozytywną rolę miał odegrać “Make It Count – The Element Story”, a nie pochwalić się  na zasadzie: “jesteśmy najwięksi, do wszystkiego doszliśmy sami i w ogóle ave Element”. Historia tej firmy po prostu wciąga, a jej wiarygodności dodają wypowiedzi wielu ludzi z branży skateowej, ale też spoza niej jak np.: Pharella Williamsa, czy Lil Johna. Nie brak także zaskakujących scenariuszy i faktów, jak chociażby tego, że Element był jednym z prekursorów trwającego do dziś paktu z kulturą hiphopową. Ważne jest także to, że film pokazuje jak bardzo uzdolnionymi i kreatywnymi ludźmi są skaterzy, którzy czasem nawet w oczach najbliższych postrzegani są jako osoby trwoniące swoje życie jeżdżąc na jakimś tam kawałku drewna. Tak nie jest zgredziki i historia Johnna, firmy Elementa i wszystkich ludzi związanych z tym brandem świadczą o tym dobitnie. Polecam obejrzeć zwłaszcza sceptykom i hatersom tej marki…

Wracając natomiast do samego albumu, to znajdziemy w nim jeszcze coś więcej niż zobaczyliśmy w filmie.  Myślę, że wielu z Was będzie zaskoczonych tym kto jeździł dla Elementa i kto właśnie tam zaczynał swoją profesjonalną karierę skateboardową. Wiedzieliście może, że dla tej firmy jeździli chociażby Tyler Bledsoe, Terry Kennedy albo PJ Ladd? Ten kto żyje w przeświadczeniu, że Element = Bam Margera jest w ciężkim błędzie i czas nadrobić zaległości. Oczywiście poza zdjęciami trików z absolutnie dwóch różnych światów, czyli ostatniej dekady XX wieku i pierwszej XXI, zobaczymy tam całą masę fotek lifestylowych, artystycznych, dokumentalnych ( np.: procesy produkcji desek) i tych, które świadczą o zaangażowaniu marki w sprawy ochrony środowiska i ludzkiej godności. Na mnie największe wrażenie zrobiło pustynne foto z Brentem Atchley’em w roli głównej, szkoda tylko że on już nie śmiga dla Elementa.

Zarówno książka jak i film, wyjawiają nam także genezę logo Elementa oraz filozofię związaną z czterema żywiołami. Każda z części produkcji “The Element Story” przyporządkowana jest jednemu z nich: wodzie (trudne początki i geneza brandu), wiatrowi (zawirowania i eksperymenty), ogniowi (przemiana) i ziemii (pełnia życia, realizacja marzeń i wyznaczanie kierunków). Sama nazwa firmy, to pozostałość po wcześniejszym projekcie skateowym Element Underworld z 1992 roku. Po jego rozpadzie Johnny zaprojektował słynne logo, w którym motywem przewodnim jest drzewo, symbol życia i wzrostu. Był to moment przełomowy dla niego samego, jak i firmy. Pierwsze strony albumu poświęcone są właśnie tej symbolice we wspomnieniach Johnn’ego Schillereff’a, skatera który całe swoje życie poświęcił deskorolce i dzięki niej doszedł tak daleko, o czym jak mówi zawsze będzie pamiętać.

Album jest raczej niedostępny w Polsce, ale przeglądają Internet, natknąłem się na kilka stron, na których, za przyzwoite pieniądze można stać się właścicielem tej pozycji. Naprawdę można się wiele ciekawego dowiedzieć, jak i zaspokoić zmysły mistrzowskimi fotografiami. Polecam!

txt: WiktorS

foto: album Make It Count The Element Story

Published in News - Video Wydarzenia

Comments are closed.